Lukrecja |
Wysłany: Śro 22:11, 19 Lip 2006 Temat postu: Dla miłości... Warto... |
|
Znalazłam chwilę czasu, żeby wrzucić tu moje opowiadania, zgodnie z Twoją prośbą, Artystko Także jeżeli Admin będzie miał coś przeciwko umieszczaniu tu opowiadań to wszystko zwalam na Ciebie
Opowiadania, które tu umieszczam mają prawie tych samych bohaterów, ponieważ powstały zainspirowane pewnym zespołem muzycznym Także są to całkiem inne historie, a nie przygody tych samych osób Jedne opowiadania bardzo mi się podobają, inne mniej, ale zależy mi na Waszych opiniach, więc proszę o szczere komentarze Wszystkie opowiadania, jakie tu umieszczę są mojego autorstwa Życzę miłej lektury
"Dla miłości... Warto..."
- No mówię ci, zakochaj się w końcu- powiedziała do Carmen Lisa
- Po co mi to? Na razie jedyne, co się liczy to szkoła. Potem będę myśleć o miłości- odpowiedział spokojnie dziewczyna
Lisa non stop męczyła ją tym, żeby w końcu sobie kogoś znalazła. Sama była szczęśliwie zakochana- jej chłopak, Andy, był naprawdę fajny. Często gdzieś razem wychodzili i on całkowicie akceptował przyjaźń pomiędzy dziewczynami. To fakt, Carmen nie raz patrzyła z zazdrością na namiętne pocałunki pary. Ale wiedziała, co jest dla niej teraz najważniejsze. Miała plany, wszystko w jej życiu miało swoje miejsce i swój czas. Dokładnie za miesiąc i 16 dni kończyła 19 lat. Matura, potem studia i praca, której chciała poświęcić się bez reszty- chciała zostać archeologiem i pracować w Egipcie albo w Grecji. Te rzeczy pociągały ją najbardziej. Lecz nie przypuszczała, że jedno spotkanie może odmienić jej spojrzenie na świat i zburzyć porządek, który do tej pory w jej życiu panował…
Wracały już z Lisą do domu. Carmen odprowadziła przyjaciółkę i sama udała się w dobrze znanym kierunku. Był koniec listopada, na ulicach straszna chlapa. Już prawie otwierała furtkę, kiedy ktoś jadący drogim autem ochlapał ją wodą z kałuży. „Co za debil?”- pomyślała tylko. Wyciągnęła klucz i wsadziła do zamka furtki. Mieszkała w Los Angeles. Wielu oddałoby wszystko, żeby móc tu mieszkać. Dla Carmen był to tylko męczący obowiązek. Jej ojciec był w ostatnim czasie jednym z najbardziej rozchwytywanych reżyserów teledysków w Stanach. Mieszkali tu od urodzenia Carmen, jednak dopiero jakieś 2 lata temu zdobył międzynarodową sławę.
Ale Carmen w ogóle nie interesował wielki świat. Miała swoje marzenia i wyznawała zasadę, że jeśli się czegoś bardzo chce to można to osiągnąć. Nie znała najnowszych trendów w modzie ani największych hitów ubiegłych tygodni. I było jej z tym dobrze.…
Gdy przekręcała kluczyk w furtce ktoś złapał ją za rękę
- Bardzo przepraszam- powiedział chłopak
- Nic się nie stało- Carmen jak najszybciej chciała być w domu- Przepraszam, zimno mi i wracam do domu- postawiła krok do przodu
- To może w ramach rewanżu dasz się zaprosić na kawę?- nieznajomy dalej trzymał jej rękę
- Niestety nie mam czasu
- Ale nie koniecznie dzisiaj- nie dawał za wygraną- Może jutro?
- Nie i przez najbliższe 6 lat też nie- uwolniła rękę z uścisku i trzasnęła drzwiczkami furtki
- Carmen! Obiad na stole!- usłyszał chłopak, który wzrokiem odprowadzał dziewczynę pod drzwi
***
- Ja otworzę!- krzyknęła mama Carmen, kiedy usłyszała dźwięk domofonu
Carmen siedziała na górze i szukała w Internecie czegoś na biologię
- Carma! Do ciebie!
Dziewczyna zbiegła ze schodów. Na toaletce w przedpokoju stał bukiet kwiatów
- Gdzie ten ktoś jest?- zapytała mamy
- Nie ktoś, a coś- odpowiedziała mama wstawiając wodę na herbatę- Kwiaty w przedpokoju są dla ciebie
Zdziwiona Carmen szukała kartki z nadawcą. Na białym kartoniku był numer telefonu i napis: ”To ja, szalony kierowca. Daj mi szansę naprawić to złe wrażenie i zadzwoń”
Dziwne, bo całą noc myślała o tym chłopaku, którego w ogóle nie znała i kwiatach. Następnego dnia poprosiła o radę Lisę. A ta w kółko o tym samym. Carmen sama nie wiedziała czemu wysłała pod ten numer smsa. Zamiast zwrotnej odpowiedzi zadzwoniła jej komórka
- Tak?- odebrała z podniesionym poziomem adrenaliny
- Hej Carmen! Widzę, że jednak zdecydowałaś się dać mi szansę. Cieszę się. To gdzie i kiedy możemy się spotkać?
- Yyyy… To może jutro w kawiarni 7 Days…
- Okay, może być o 19?
- Jasne
- Fajnie, przyjadę po ciebie
- Ale nie trzeba, naprawdę…
- Jasne, jasne… Jutro będę. Pa!
- Pa- wyłączyła się
„Pamiętaj! Jeżeli niczego nie zaryzykujesz to ominie cię w życiu to, co najważniejsze”- zabrzmiały jej w uszach słowa przyjaciółki. „Tym razem jednak spróbuję”- pomyślała przed snem. Była ciekawa, co przyniesie kolejny dzień…
***
Nieznajomy przyjechał po Carmen 5 minut po 18. już otwierając jej drzwi do samochodu zagadał do niej:
- Widzisz, jaka ofiara ze mnie- powiedział siadając za kółko- Nawet się nie przedstawiłem. Jestem Joel- podał jej dłoń
- Ja Carmen, miło mi- odpowiedziała tym samym gestem
- Więc Carmen, czym się interesujesz?
- Starożytnym Egiptem i Grecją. Lubię też trochę poczytać i wyjść czasem do kina. A ty?
- Ja kocham muzykę. Razem z bratem i dwójką przyjaciół mamy zespół. Lubisz rocka?
- Szczerze mówiąc to ja raczej nie słucham muzyki… Mój ojciec jest reżyserem teledysków, a ja, wyrodna córka, w ogóle muzyki nie słucham
- To pora to zmienić! Zapraszam cię na naszą próbę. W poniedziałek o 17 po ciebie przyjadę, okay?
- Hmm… Właściwie czemu nie?- uśmiechnęli się do siebie
Carmen dopiero teraz zauważyła, że Joel ma piękne brązowe oczy, w którym można się po prostu zapaść. Byli na miejscu. Joel jako gentelman otworzył jej drzwi do samochodu, potem do pubu 7 Days. Znaleźli stolik w rogu lokalu i rozmawiali. O wszystkim…Joel ma 26 lat, ale nie przeszkadzało jej to. Nie umiała wytłumaczyć tego, co czuła. Zasypiając myślała o nim, cały czas miała dobry humor. Nie chciała jeść, nie była jej to potrzebne.
W poniedziałek w szkole powiedziała o wszystkim Lisie
- No! Widzę, że w końcu twoje serce mnie posłuchało!- podsumowała przyjaciółka, gdy Carmen skończyła jej opowiadać o Joelu
- To znaczy?- dziewczyna dalej nie zdawała sobie sprawy z tego, że kocha Joela
- Carma do cholery! Nie udawaj debila! Zakochałaś się w nim!- krzyczała już Lisa
- Nie, nie, na pewno nie- wypierała się uczucia Carmen
- Mów co chcesz, ja i tak wiem swoje. Zadzwoń jak wrócisz z próby
- No okay, zadzwonię… Co mamy teraz?
Joel przyjechał o umówionej godzinie. Próba odbywała się w jednej z hal
- To jest reszta naszego zespołu- Benji- wskazał na faceta, który wyglądał podobnie- Mój brat
- Bliźniak- dodał tamten
Na braci wyglądali, ale na bliźniaków w ogóle
- Tak, właśnie- zaczął znowu Joel- Ten po prawej to Billy, a na krześle siedzi Paul. A to, chłopaki, jest Carmen, moja znajoma
- Hej Carmen!- powiedzieli chórem
- Hej!- odpowiedziała trochę onieśmielona dziewczyna- Jak w ogóle nazywa się wasz zespół?
- Good Charlotte- najszybciej ze wszystkich odpowiedział bliźniak Joela
- Ciekawa nazwa…- Carmen uśmiechnęła się sama do siebie
- To jak? Zaczynamy?- niecierpliwił się Billy
- Tak, tak- powiedział ktoś wbiegając do hali
- A to jest Dean- dodał jeszcze Joel- Robi na razie za naszego perkusistę, póki nie znajdziemy kogoś na stałe. Dean, to jest Carmen
- Miło mi- rzucił już zza perkusji- Od czego zaczynamy?
- „Walk away”?- zaproponował Paul
- To jazda!- krzyknął Joel stając przy mikrofonie
Próba trwała mniej więcej godzinę. Carmen podobała się ta muzyka. Joel zadeklarował, że odwiezie ją do domu, tylko przebierze się w inne ciuchy. Carmen siedziała na krześle i usłyszała kawałek rozmowy
- To skąd ona jest, że nie wie, co tak naprawdę robimy?
- Czy tobie to przeszkadza?
Nie chciała słuchać, bo po co… Joel podwiózł ją pod dom, a na pożegnanie namiętnie pocałował. Spotykali się teraz dosyć często. Któregoś dnia Carmen zrozumiała, że to chyba jest jej pierwsza miłość. Zdobyła się na odwagę i powiedziała Joelowi, co do niego czuje. Okazało się, że Carma jest zakochana z wzajemnością. Była bardzo szczęśliwa. Do czasu…
W pewnego styczniowego popołudnia wracając ze szkoły zatrzymała się prze kiosku. Na pierwszej stronie jakiejś gazety zobaczyła… siebie… „Nowy romans? Po rozstaniu z piosenkarką i aktorką, Hilary Duff (1, Joel Madden (26) dalej gustuje w młodszych od siebie dziewczynach. Tej nie zna natomiast nikt. Chociaż z nieoficjalnych źródeł wiemy, że to Carmen Levis, córką znanego reżysera teledysków największych gwiazd, Roberta Levis’a. Ile potrwa nowy związek pana Maddena? Czas pokaże…”
Nie zastanawiając się długo sięgnęła do kieszeni po telefon i wykręciła numer swojego chłopaka. Jak najsłodszym głosem poprosiła o spotkanie
- Jak mogłeś?- Carmen krzyczała przez łzy
- Ale kochanie, o co chodzi?- Joel naprawdę nie znał powodu krzyku dziewczyny
- Boże, dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś gwiazdą, że twój zespół jest znany na całym świecie? Dlaczego mnie tak oszukałeś?- nie przestawała płakać
- Ale…- Joel złapał się za głowę- Ja nie chciałem…- mówił skruszonym głosem- Po raz pierwszy ktoś pokochał mnie za to, jakim jestem człowiekiem, a nie za to, jaki mam stan konta. Wszystko co mówiłem o uczuciach do ciebie jest prawdą. Uwierz mi!
- Joel, nie mogę ci uwierzyć. Podstawą jest dla mnie szczerość, a ty nawet nie próbowałeś mi o tym powiedzieć… Dlaczego?- to były ostatnie słowa, jakie usłyszał Joel, bo Carmen zaraz potem trzasnęła drzwiami…
- Carma, ale ja cię naprawdę kocham… Czy to się dla ciebie nie liczy?- mówił już sam do siebie
Carmen szła zapłakana do domu. Różne myśli chodziły jej po głowie. Wydawało jej się, że go kochała. Dlaczego? Dlaczego musi być taka naiwna?
I tak mijały jej dni. Tęskniła, bardzo. Ale nie była w stanie mu jeszcze zaufać…
- Carma!- wołała z dołu mama- List do ciebie!
Carmen stoczyła się ze schodów. Otworzyła śnieżnobiałą kopertę. Wyjęła kilka kartek. Na karcie tytułowej widniał napis: „Joel Madden- naga prawda”. Na pierwsze stronie: „Przepraszam, że tak późno. Ale na przyznanie się do błędu chyba nigdy nie jest za późno. Dowiesz się o mnie wszystkiego. Przepraszam, że nie powiem tego osobiście, ale w tej chwili jestem… w drodze…Tam, gdzie już nigdy nie popełnię takich błędów. Byłaś prawdziwą miłością mojego życia… Zawsze będę cię kochał… Joel” Na pozostałych kartkach było faktycznie wszystko- imię, nazwisko, data urodzenia, itp.… Ostatni wers był najbardziej przygnębiający. „Rzecz, która zawsze chciałem zrobić, lecz dotąd się bałem- umrzeć dla miłości, bo za wszystkie błędy trzeba płacić…”
Carmen nie zastanawiała się długo. Wyszła z domu i biegła jak najszybciej do domu Joela
- Joel! Nie!!!- krzyczała widząc ukochanego połykając coś z małej fiolki
Ostatni raz popatrzyła w jego piękne brązowe oczy, które chwilę po tym zgasły…
- Boże!!- płakała, ale nie miała wątpliwości, co zrobić teraz
Wysłała smsa do Benji’ego, żeby za godzinę do nich przyszedł, bo oni już na zawsze chcą być razem.
Przyniosła z kuchni nóż… Przez chwilę pomyślała jeszcze o wszystkich swoich planach. O Egipcie, Grecji… O mamie i o tacie… Z oczu płynęły jej kolejne łzy. Więc to się nazywa prawdziwa miłość?? Na jej nadgarstkach pojawiły się dwie czerwone kreski… Żegnała się z tym światem. Przenosiła się do krainy wiecznej szczęśliwości. Tam, gdzie już zawsze będzie z Joelem… Odchodząc pomyślała tylko: Dla miłości… Warto… |
|