Autor Wiadomość
Lukrecja
PostWysłany: Pią 11:44, 21 Lip 2006    Temat postu:

Trochę takich sadystów na świecie niestety też jest...
Artystka
PostWysłany: Pią 11:23, 21 Lip 2006    Temat postu:

Nie mógł być pewny, że będzie cierpieć... Może wcale go nie kochała?Smile A on ją ot tak zarżnął. Sadysta jeden:(
Lukrecja
PostWysłany: Czw 22:12, 20 Lip 2006    Temat postu:

Motyw śmierci to mój ulubiony motyw Very Happy Można powiedzieć, że motyw przewodni w mojej twórczości Very Happy Egoizm jak egoizm... To była inna forma opiekuńczości i troski... On po prostu nie chciał, żeby ona cierpiała...
Artystka
PostWysłany: Czw 8:12, 20 Lip 2006    Temat postu:

I znów pojawia się motyw śmierci... Jednak tym razem nie samobójczej - morderstwo wg mnie jest nawet ciekawsze. Zabić kogoś, kogo się kochało, lub kocha. Egoistyczne...
Lukrecja
PostWysłany: Śro 22:38, 19 Lip 2006    Temat postu: Ofelia...

Żeby zrozumieć koniec tego opowiadania trzeba sobie znaleźć obraz John'a Everett'a Millais'a "Ofelia" (tudzież "Śmierć Ofelii", taka pani z "Hamleta" Szekspira Smile )

"Ofelia"

Byli wprost idealną parą… Bardzo się kochali i pokazywali to całemu światu. Joel był gwiazdą- liderem zespołu Good Charlotte, który odnosił na świecie coraz większy sukces. Vanessa- była zwykła dziewczyną. Skończyła liceum i poznałam Joela, który mógł sobie pozwolić na to, aby jego dziewczyna nigdzie nie pracowała.
- Pamiętasz, jak się poznaliśmy?- powiedziała do niego leżąc obok
- Pewnie, nie zapomnę tego nigdy- na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech
Vanessa była kelnerką w jednej z restauracji w Los Angeles. W pierwszym dniu swojej pracy wylała na Joela kilka drinków i tak wszystko się zaczęło…
- Ubierz się- powiedział i sam podniósł się z łóżka- Za pół godziny mamy spotkanie, a potem koncert
Wstała i posłusznie zrobiła, co jej kazał. Opuścili ekskluzywny hotel w Miami i udali się na spotkanie w telewizji.
Vanessa bardzo lubiła pozostałą część zespołu… Z wzajemnością zresztą…
- Cześć, chłopaki!- każdy z nich dostał od niej buziaka w policzek
- Pięknie dziś wyglądasz- zasypywał ją komplementami bliźniak Joela, Benji
Po występnie poszli do kawiarni
- … I wtedy wszedł Joel… Wyobrażacie sobie jego minę?- rozśmieszał wszystkich Paul- basista
Dziewczyna popijała swoje kokosowe cappuccino i patrzyła przez okno. Mamusia pocieszała dziecko, które właśnie się przewróciło. Tak bardzo brakowało jej takich wspomnień z dzieciństwa… Kolorowo nie było nigdy… Ojciec pił od zawsze, a matka dołączyła do niego zaraz po tym, jak urodziła się Vanessa. Żyje właściwie tylko dlatego, że zajmowała się nią jej wspaniała babcia, która niestety rok temu odeszła z tego świata. Jedyne wspomnienie z dzieciństwa to wieczna ciemność, bo w domu nigdy nie było prądu…
- Co o tym myślisz, Van?- Benji wyrwał ją z zamyślenia- Vanessa?!?!
- No? A o co chodzi?- odezwała się po chwili
- O to, czy idziesz z nami jutro na plażę- wytłumaczył jej Billy- drugi gitarzysta
- Pewnie, ze tak- dziewczyna uśmiechnęłam się do swoich przyjaciół
- Joel, coś ty taki małomówny?- zauważył Chris
- Myślę- odpowiedział chłopak
- To faktycznie coś nowego u ciebie- podsumował brata Benji, ale ten w ogóle nie zwrócił na to uwagi
- Możemy już się zbierać, tak nawiasem mówiąc- powiedział Paul
- No to chodźmy!- wszyscy się podnieśli i poszli do taksówki
Dochodziła 17… Koncert miał się zacząć za godzinę. Cały zespół jeszcze raz przypomniał sobie listę granych piosenek. Potem każdy nastrajał swój instrument. Vanessa rozmawiała z Chrisem, który jako jedyny nie miał co robić, bo jego perkusja stała już na scenie, pod którą zaczęli powoli zbierać się fani czekający na występ.
- A teraz zespół, na który wszyscy czekacie: Good Charlotte!!!- krzyczał ktoś ze sceny
Rozległy się brawa… Vanessa widziała wszystko zza kulis. Kochała ich piosenki, te teksty mówiące o prawdziwym życiu, a nie kolejnej nieszczęśliwej miłości…
- „Oh my love, please don’t cry, I’ll wash my bloody hands and we’ll start a new life…”*- Joel zaczynał śpiewać właśnie jej ulubiony utwór
Ta piosenka opowiadała o chłopaku, który zakochał się w pewnej dziewczynie, ale ona była już z innym i z miłości podciął drugiemu gardło…
Jeszcze kilka piosenek i koncert się skończył
- To teraz idziemy do baru!- zaproponował Billy
- Niezły pomysł- przytaknęła mu reszta
Po godzinie siedzieli w jednym z lokali w Miami. Każdy zamówił sobie innego drinka. Vanessa delektowała się smakiem Love Juice- soku miłości.
Gadali i śmiali się- właściwie to, co zawsze
- Widać między wami ewidentną różnicę- mówiła dziewczyna porównując tatuaże Joela i jego brata- Benji, to ty jesteś bardziej stuknięty
Uwielbiała uśmiech starszego bliźniaka i ten jego dołeczek w policzku
-Ty za to nie masz w ogóle tatuaży- Benji wystawił jej język- I jesteś mało punkowa
- Mało punkowa?! O, ty!- udawała, że go dusi- Popatrz tylko- też pokazała mu język
- Kiedy zrobiłaś tego kolczyka?- zapytał Chris
- Jakieś 2 tygodnie temu- odpowiedziała popijając drinka- Wy naprawdę ślepi jesteście… Nikt nie zauważył… Pomijając Joela…
- Oj, bo…- próbował dyskutować Billy, ale wszyscy zaczęli się śmiać
Siedzieli w barze jeszcze dobre 2 godziny. Śmiali się, wygłupiali, planowali kilka kolejnych dni… Vanessa kochała chłopaków- każdego na swój własny sposób…
Joel był tego wieczora jakby nieobecny… Błądził wzrokiem po ścianach i w ogóle nie skupiał się na słowach reszty zespołu.
- Dalej myślisz?- dogryzał bratu Benji
- Tak, cały czas…- i dalej pogrążył się w rozmyślaniach
- On jakiś dziwny dzisiaj jest…- zauważył Paul- Uważaj na niego, Van… Może się już upił- uśmiechnęliśmy się do siebie
Po 11 zdecydowali się wracać do hotelu. Droga nie była długa, więc postanowili się przejść w tą piękną wrześniową noc. Atmosfera miasta była niesamowita… Wszystkie budynki miały świetną iluminację. Hotele odróżniało lekko różowe światło. I jeszcze te rośliny rosnące na ulicach… Miami to piękne miasto…
Po 15 minutach znajdowali się już przed wejściem do swojego hotelu
- Vanessa, może się przejdziemy?- Joel nie musiał jej długo namawiać
- Pa, chłopcy- dziewczyna dała im znowu całusa w policzek, a chłopak wymienił z nimi uścisk ręki
Wypożyczyli samochód i pojechali do zielonego lasku za miasto. Joel zaparkował i oboje wysiedli z wozu. Chłopak objął ją ramieniem. Szli tak, całkowicie w siebie wpatrzeni i w sobie zakochani. Zbliżała się północ… To jednak nie przeszkadzało im w czerpaniu ze spaceru miłych chwil. Zatrzymali się przy małym strumyczku.
- Van, jaka ty jesteś piękna… Proszę, daj mi rękę i zamknij oczy…- powiedział Joel po chwili milczenia
- Ale…- nie skończyła, bo chłopak położył jej palec na ustach
- Ciiiii… Nic nie mów… Just close your eyes…
Zamykając oczy widziała, jak Joel wyciągał coś z kieszeni spodni. Wiedziała, że to właśnie ten moment… Że jej chłopak zaraz wyciągnie pierścionek i zada jej bardzo ważne pytanie… Podała mu rękę… W tym momencie poczuła tylko silny, piekący ból…
Joel zamiast włożyć pierścionek na jej palec przeciął jej żyły na prawej ręce. Siłą zrobił to samo na lewej
- Joel…- z jej oczu równocześnie popłynęły dwie łzy
- Kocham cię…- powiedział- Patrz na mnie… Chcę widzieć, jak umierasz…- trzymał ją, żeby nie uciekła
- Dlaczego…- szeptała ostatkiem sił
- Wszystko z miłości… Nie możemy już być razem, a nie chcę, żebyś cierpiała- mówił zupełnie niewzruszony tą sytuacją
Ze stoickim spokojem patrzył, jak odchodzi osoba bliska jego sercu… Nie uronił nawet jednej łzy… A przecież najgorsza zbrodnia to zabić miłość…
Wziął jej martwe ciało, ostatni raz pocałował jej lodowate już usta i położył w zimnej wodzie strumyka, blisko brzegu. Jej zakrwawione ręce ułożył wzdłuż ciała i podniósł tak, że wyglądały, jakby były w geście pojednania. Otworzył jej usta i oczy… Joel tak bardzo lubił obrazy Millais’a…

* "My bloody valentine", Good Chalotte

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group.
Theme created OMI of Kyomii Designs for BRIX-CENTRAL.tk.